> Strona główna > Czytelnia > Archiwum prasowe > Teksty z lat 1879-1939


Gaudeamus - artykuł fil. Jakóba Orłowskiego (K! Welecja)


“Rocznik Korporacyjny 1828-1928“, Warszawa 1928


To było już tak bardzo dawno.

Byłem wówczas małym dzieckiem. Ojciec mój był wówczas bardzo ciężko chory. Był prawie umierający. Nie rozumiałem jeszcze wtedy, bo rozumieć nie mogłem, czem są wspomnienia z czasów studenckich, czem jest dla starego bursza dźwięk studenckiej pieśni, barwa lub cyrkiel.

Ojciec mój był starym burszem z Gracu.

Zdarzyło się, że go odwiedził w chorobie, kuzyn, również bursz. Usiadł przy fortepianie i zaczął grać “Gaudeamus“. I wtedy stała się rzecz, której nie zapomnę nigdy.

Ojciec zawołał mnie do siebie, kazał się podnieść z fotela (o własnych siłach wstać już nie mógł) i stojąc wysłuchał “ulubionej pieśni“. Z oczu jego ciekły łzy.

Były to łzy szczerego, serdecznego wzruszenia, a może łzy wspomnień.

Wtedy zrozumiałem. Wtedy wyczułem tę głębię przywiązania do obrządków burszowskich. Wtedy uświadomiłem sobie to, coś nieuchwytnego, mocnego jak stare wino, to coś, cośmy przywykli nazywać tradycją.

I od tej chwili ukochałem tę starą pieśń akademicką, która potężnym łańcuchem potrafiła opleść całą ziemię, skuć wszystkie serca akademickie i na jeden ton nastroić. Tradycja korporacyjne nie jest mądrością, której by się można nauczyć. Nie można jej przyjmować mózgiem, trzeba dla niej otworzyć serce i wtedy wejdzie w krew.

Niejednokrotnie, jako olderman, byłem w tej sytuacji, że musiałem kandydatom wyjaśniać zawiłości tradycyjne. Zdawało się nieraz, że kandydat zadawał mi pytanie:

- Dlaczego ?

Nie mogłem znaleźć odpowiedzi wyrozumowanej. Obaj czuliśmy, że tak jak jest, jest słusznie i dobrze, ale dlaczego?...

Po prostu dlatego, że nam ten układ stosunków doskonale odpowiada, że czujemy się w nim bardzo dobrze.

I to jest może najważniejszym wykładnikiem tradycji korporacyjnej, wszystkim jest z nią dobrze, wszystkim najlepiej odpowiada.

Skąd się tradycja korporacyjna wzięła?

Jest to może jeden z największych paradoksów w życiu akademickiem. Tradycja ta, tak bardzo przez polskich korporantów umiłowana, przywędrowała do nas z Niemiec, kraju najbardziej Polsce wrogiego. Jakim sposobem się to stało, jak zdołaliśmy przystosować do swojej psychologii regime urodzony w Niemczech, niech odpowiedzą na to chlubne karty historji Polonji, Arkonji, Welecji i tylu, tylu innych. W każdym razie, niemiecka tradycja burszowska różni się w tej chwili zasadniczo od naszej. Jest dużo płytsza i mniej ciekawa.

Historia korporacji jest tak ściśle związana z tworzeniem się tradycji, że niepodobna jej tutaj pominąć milczeniem.

Korporacja, jako stowarzyszenie, urodziła się w Niemczech po wojnach napoleońskich. Jakim sposobem zdołała się przeszczepić na grunt polski, to bardzo proste.

Kiedy w Dorpacie zgromadziła się większa paczka Polaków, zjawiła się potrzeba organizacji. Dorpat był wówczas miastem uniwersyteckim o charakterze na wskroś niemieckim. Żadna tedy organizacja studencka nie nosząca znamion korporacji nie byłaby się tam wtedy utrzymała. Postanowiono więc założyć polską korporację.

Tak powstała “Polonia“. Było to w roku 1828.

Członkowie “Polonji“ nałożyli barwy Polski Jagiellońskiej i zaczęli występować oficjalnie.

Od tej chwili zaczyna się wykuwać w spiżowej woli studenta-polaka, wiecznie prześladowanego za polskość, polska tradycja korporacyjna, zaprawiona miłością do uciemiężonej Ojczyzny, okraszona głębokim, pięknym sentymentem.

I tutaj, od razu, zarysowuje się linia rozwoju tej tradycji, którą po dziś dzień kultywujemy wszyscy, tutaj też rozgranicza się bardzo mocno polska tradycja od tradycji niemieckiej.

Podczas gdy na podstawie wojskowej wyrosła, niemiecka tradycja idzie ściśle w kierunku żelaznego często całkiem bezmyślnego regime`u, tradycja polska nabiera przepięknych barw ideowych, staje się znakomitym środkiem wychowawczym, a na wielkim romantyzmie wyrosła zaprawia się głębokim, cudownym sentymentem.

Pomiędzy niemieckim, a polskim korporantem wytwarza się kolosalna różnica. Różnica taka, jaka jest pomiędzy zmechanizowanym żołnierzem działającym tylko na rozkaz, a rycerzem walczącym o wielką ideję.

Wtedy to rodzi się symbolika barw korporacyjnych, ojcostwo oldermańskie, fraternitas i wiele, wiele innych, prześlicznych zwyczajów.

Jaka przejawia się tradycja w korporacji i do czego dąży?

Oto zasadnicze pytanie, które zadaje sobie, niewątpliwie każdy, kto do korporacji pragnie wstąpić.

W wewnętrznej organizacji korporacyjnej, tradycja gra ogromną rolę. Wyłącznie na tradycji opiera się stosunek oldermana do kandydatów, koła do kandydatów i wewnętrzne stosunki w kole.

Przypominam sobie dokładnie, że jeśli kiedykolwiek mieliśmy w Kole jakiekolwiek wątpliwości co do takiego, czy innego załatwienia sprawy, zwracaliśmy się do jednego z naszych najstarszych barwiarzy, doskonale pamiętającego czasy ryskie, który jednem krótkiem słowem rozstrzygał spór:

- W Rydze było tak i tak.

I sprawa była załatwiona.

Przejawia się tradycja, szczególniej w stosunku do kandydatów, w sposób częstokroć wręcz ciekawy, ale to nie przeszkadza, że ma ona decydujący wpływ na ich wychowanie.

Stałymi, nic nie znaczącymi trickami, przyzwyczaja się „fuksa” do karności i zwartości społecznej, każę mu się wdrożyć do życia społecznego, każe mu się w każdej chwili pamiętać, że jest na służbie społecznej.

Rezultaty mogą być wręcz wspaniałe.

Wpojenie w społeczeństwo niekarne, zasad karności i zwartości, oto cel do którego dążą korporacje. Tradycja korporacyjna jest tego celu najlepszym sługą.

Jakie mogą być rezultaty efektywne pracy korporacyjnej dla społeczeństwa, łatwo się zorjentować, skoro się spojrzy na społeczeństwo niemieckie. Karność swą i żelazną organizację, zawdzięcza społeczeństwo to w 90 procentach korporacjom, które je wychowały. I trzeba przyznać, że gdyby nie absurdalna niemiecka buta i zachłanność, która zaprowadziła Niemcy już zbyt daleko, byłby to jeden z najpotężniejszych narodów świata. W każdym razie o jego zdolności, wyrobieniu organizacyjnemu świadczy fakt, niesłychanie szybkiego podniesienia się po zawierusze i klęsce wojennej.

Wróćmy jeszcze na chwilę do sentymentu, w tradycji korporacyjnej ukrytego. Jest on, niewątpliwie dużo głębszy niż na oko wygląda. A czuje się go dopiero wtedy, kiedy się wychodzi do filisterjatu.

Przez długi szereg lat mojego pobytu w korporacji, specjalnie starałem się obserwować filistrów i ich stosunek do korporacji. I zaobserwowałem rzeczy wręcz niespodziewane.

Widziałem starych wytrawnych inżynierów, znanych z trzeźwości umysłu i chłodnego sposobu rozumowania, którzy na dźwięk starej, tradycyjnej pieśni nie potrafili ukryć łez kręcących się w oczach. Widziałem niesłychanie szanownych profesorów, ludzi na bardzo wysokich stanowiskach, którzy na komerszach majowych, bawili się z fuksami jak dzieci, porzucając nawet ulubionego bridge`a dla “przepióreczki“ czy innej wesołej piosenki o równie błahej treści.

Jeszcze kilka słów na zakończenie

Niejeden z czytających tę garść uwag i wrażeń zdziwi się zapewne dlaczego dałem temu artykułowi tytuł “Gaudeamus“ To takie proste.

Gaudeamus to właśnie ten czynnik, co nas tak mocno powiązał. To ta pieśń, która może najlepiej maluje charakter tradycji korporacyjnej.

Złoty sen młodzieńczych lat Nie zagaśnie w duszy... W niej najsłabszy wspomnień ślad Setki strun poruszy.

Nie zmarnieje haseł moc Co mnie w życiu wiodły I, jak ongi, krzyknę dziś: Niech przepadnie podły

Pereat tristitia...



« powrót