> Strona główna > Czytelnia > Archiwum prasowe > Teksty z lat 1945-1989


Śladami Filaretów - 160-lecie ruchu korporacyjnego.


“Tygodnik Polski“, 30.4.1988, Australia


W następstwie procesu filomatów z 1824 roku, nastąpiła również likwidacja Zgromadzenia Filaretów, kierowanego przez Tomasza Zana. Kilkunastu z nich przeniosło się na studia do Dorpatu (dzisiejsze Tartu w Estonii) i tam 160 lat temu, tzn. w 1828 roku założyli pierwszą polską korporację pod nazwą Polonia.

Uniwersytet dorpacki odznaczał się zarówno wysokim poziomem naukowym jak i względnymi swobodami, ale językiem wykładowym był niemiecki i studenci przeważnie rekrutowali się z niemieckich Bałtów. Bo też istniały już tam cztery korporacje niemieckie, z których tylko najstarsza Curonia, nawiązująca jeszcze do tradycji Inflant polskich, odniosła się życzliwie do organizacji polskiej.

Sama nazwa Polonii mogła być uważana za prowokację. Inne korporacje jak Curonia, Estonia, Livonia i Fraternitas Rigensis brały nazwę od prowincji, z których pochodzili ich członkowie, natomiast Polonia przyjęła nazwę nie od prowincji, a od całego kraju, którego na mapie nie było, a mało tego jej barwy (amarantowa reprezentowała Koronę, błękitna Litwę, a biała Ruś) nawiązywały do przedrozbiorowej Polski, co przyczyniło się do tego, że przez wiele lat Polonia musiała ukrywać się pod mianem Koła Przyrodników.

Polonusi przyjęli formy zewnętrzne i zwyczaje niemieckich “corpsów“ i “burschenschaftów“ bo były one wygodnym płaszczykiem, pod którym można było prowadzić działalność patriotyczną. Bursze niemieccy mieli już wyrobioną opinię, że ich działalność sprowadzała się do picia piwa i tzw. menzur czyli obowiązkowych pojedynków. W ten sposób powstała i polska tradycja korporacyjna, która zachowała wiele zwyczajów burszowskich, ale w obcą formę umiano wlać polską treść.

Już w trzy lata po założeniu Polonii wybuchło powstanie listopadowe, w którym większość Polonusów brała udział (17 na 25) i tylko pięciu z nich powróciło do Dorpatu. Skompromitowana korporacja pozornie musiała się rozwiązać, ażeby po dwóch latach pojawić się na nowo. W 1839 roku ośmiu jej członków zostało zesłanych w głąb Rosji. Następne lata były burzliwe dla Polonii. Z jednej strony pojedynki ze studentami niemieckimi, a z drugiej utarczki wewnętrzne na tle politycznym (biali i czerwoni) oraz rozłamy (Ogół i Szczegół). Wszystko jednak skończyło się szczęśliwie i w roku 1861 ponownie zjednoczona korporacja przyjęła nazwę Konwent Polonia.

Wkrótce jednak konwentowicze znów musieli wziąć udział w powstaniu styczniowym i od tego czasu noszą szarfy przez lewe ramię na pamiątkę pasów od ładownic(1). Choć w czasie powstania ponieśli ciężkie straty to jednak napływ młodzieży polskiej z. kraju pozwolił te straty wyrównać. Jak pisał jeden z filistrów Polonii “Konwent był dobrą szkołą życia, gdzie młody człowiek uczył się pozbywać egoizmu, poświęcać własne interesy dla dobra ogólnego ćwiczył się w występach publicznych przed surowym, bo koleżeńskim autorytetem i wyrabiał w sobie poczucie odpowiedzialności.“

W Dorpacie powstały jeszcze Lutycja i Wenedia.

W Rydze studenci polscy założyli w 1879 roku korporację Arkonia, od której w cztery lata później oderwała się Welecja. Przyczyną tego była to, że Arkonia była zbyt liczna, a nawet sama Welecja liczyła w tym czasie 150 członków(2). Poza tym Weleci uważali siebie za bardziej liberalnych, to też z ich szeregów wyszło wielu działaczy lewicowych.

Atmosfera na politechnice ryskiej była bardziej przychylna dla organizacji polskich, które zaprzyjaźniły się z estońską Vironią i z łotewskimi korporacjami Selonią i Talavią, z którymi często występowały wspólnie. Członkowie Arkonii i Welecji mogli nosić swoje dekle (czapki) zupełnie jawnie, podczas gdy Polonusi jeszcze przez długi czas nie mogli ujawniać i działali pod pokrywką Koła Przyrodników. Dopiero w roku 1907 Konwent został zarejestrowany przez władze uniwersyteckie jako korporacja Polonia i w dniu 3 maja tegoż roku wystąpił jawnie ze swoim sztandarem i w tradycyjnych barwach, a w roku 1919 Polonia po 90 latach powróciła do Wilna, kolebki filaretów.

W Petersburgu jeszcze przed I Wojną Światową założona została Sarmatia, a w Wiedniu Jagiellonia. Jak z tego widać wszystkie te korporacje powstały na obczyźnie. Były wprawdzie czynione próby zakładania podobnych organizacji na ziemiach zaboru rosyjskiego, jak np. Bractwo Burszów Polaków, do którego podobno należał Walerian Łukasiński, ale były one tępione przez władze carskie. natomiast tolerowano je tam, gdzie nie zachodziła obawa, te mogą prowadzić akcję wywrotową wśród miejscowej ludności.

Polonia dorpacka wydała takich filistrów jak nestor socjalizmu polskiego Bolesław Limanowski, zamordowani później przez gestapo biskupi ewangeliccy Edmund i Juliusz Bursze i wielu innych znanych Polaków. Filistrem Arkonii był Władysław Anders, późniejszy generał, który w swojej książce Bez ostatniego rozdziału wspomina lata 1911-1914 kiedy przebywał na politechnice ryskiej z drogą mi zawsze korporacją studencką Arkonia. Filistrem Welecji był Ignacy Mościcki, późniejszy prezydent Rzeczypospolitej. To tylko kilka przykładów.

Po wojnie, wszystkie wymienione korporacje, podobnie jak Polonia, przeniosły się do kraju. Arkonia, Welecja, Sarmatia i Jagiellonia znalazły się w Warszawie, a Lutycja i Wenedia połączone jaka Lutyko-Wenedia we Lwowie. Przy tych starszych, jako “matkach“ kandydowały młodsze korporacje, które zaraz po odzyskaniu niepodległości, mnożyły się jak grzyby po deszczu i wiele z nich następnie uległo likwidacji. I tak np. w Warszawie z 28 do wojny przetrwało tylko 18. We wszystkich miastach uniwersyteckich powstały miejscowe koła międzykorporacyjne, a te z kolei wchodziły w skład Związku Polskich Korporacji Akademickich. Poza tym istniały tzw. dzikie organizacje, zakładane nieraz przez nie-studentów, które używając odznak podobnych do korporacyjnych, powodowały dezorientację i zamieszanie.

Korporanci pomimo, że stanowili mały procent młodzieży akademickiej, zajmowali stosunkowo dużo stanowisk w różnych organizacjach studenckich, jak bratnie pomoce, koła naukowe i prowincjonalne. Ruch korporacyjny najlepiej rozwijał się w Poznaniu i Lwowie, a następnie w Warszawie. (O popularności tego rodzaju organizacji w okresie niepodległości świadczy istnienie w Warszawie korporacji żydowskich jak Zelotia, Monsalwatia i Aurora).

Czym były właściwie te korporacje? Na to pytanie nie łatwo dać odpowiedź, bo każda z nich w mniejszym lub większym stopniu różniła się od innych. Ogólnie mówiąc były to organizacje małe liczebnie (30-40 członków czynnych), bo tylko w tak małych grupach można mówić o przyjaźni pomiędzy członkami, były selektywne (balotaż przy pomocy gałek), były organizacjami ideowo-wychowawczymi i posiadały specyficzny ceremoniał oraz oryginalne zwyczaje, często niezrozumiałe dla osób postronnych (np. tradycja piwna). Tu trzeba dodać, że zwyczaje te w znacznej mierze były przejęte od burschenschaftów niemieckich, które zaczęły powstawać po zakończeniu wojen napoleońskich, zakładane przez tamtejszych żołnierzy-studentów, po powrocie na uniwersytety. Tymi organizacjami zainteresowała się masoneria, to też pewne zwyczaje wolnomularskie przedostały się i do polskiej tradycji korporacyjnej, chociaż organizacje te nie miały nic wspólnego z masonerią.

Korporantów można było poznać po barwnych deklach (czapkach). Każdy z trzech kolorów miał symboliczne znaczenie. Również bandy (wstęgi) w tych samych barwach były noszone pod marynarkami. Każdy członek musiał przejść trzy stopnie zanim został po ukończeniu studiów filistrem. Te stopnie nosiły różne nazwy ale przeważnie byty przyjęte: młodszy kandydat (fuks), starszy kandydat i barwiarz (komiliton)(3).

Wojna położyła kres jawnemu życiu korporacyjnemu na ziemiach polskich. Członkowie korporacji jako oficerowie czy podchorążowie ginęli na różnych frontach, a zarówno okupacja niemiecka jak i sowiecka wywołały spustoszenie wśród inteligencji polskiej, to też wielu z nich skończyło w Katyniu czy też w Oświęcimiu.

A jednak korporacje, jak niegdyś, istnieją nadal na ziemi obcej. Powstały w Anglii konwenty filistrów Polonii, Welecji, Sarmatii i Jagiellonii, a pewnie i inne. Polonia w 1978 roku obchodziła swoje 150-lecie a Welecja niedawna stulecie swego istnienia i to nie tylko w Londynie, ale również i w Warszawie. Mało jest organizacji polskich, które mogłyby się wykazać takim starszeństwem.

Dlatego byłaby szkoda, żeby taka stara i piękna tradycja miała się skończyć. Może kiedyś w Londynie, jak kiedyś z Dorpatu i Rygi te konwenty przeniosą się z powrotem do niepodległej Polski. Może w innej formie, bardziej dostosowanej do współczesnego życia, przekażą naszej młodzieży te wszystkie wartości, które komunizm próbuje zniszczyć.

Przy opracowaniu dziejów Polonii dorpackiej oparłem się głównie na broszurze filistra Antoniego Minkiewicza pt. Konwent Polonia.

Janusz H. Wróblewski

(1)Bardziej prawdopodobna jest wersja, że wzięło się to z faktu, że Polonusi pojedynkowali się na pistolety, a nie na szable, stąd banda kończyła się na lewym boku (gdzie trzyma się szablę), lecz na prawym (pistolet).

(2)Przed rozłamem Arkonia liczyła 163 członków. Po - 82, a Welecja - 81.

(3)W modelu dorpackim. Model ryski miał tylko dwa stopnie: fuks i barwiarz.



« powrót