> Strona główna > Czytelnia > Archiwum prasowe > Teksty współczesne


Polska sicz w bałtyckich Atenach


Rzeczpospolita, 12-11-2010





W uniwersytecie w Tartu zachowała się cela XIX-wiecznego karceru dla studentów. Za ubliżenie kobiecie groziły cztery, za znieważenie woźnego pięć, a za przeklinanie osiem dni aresztu

Inna rzecz, że pobyt w karcerze nie musiał być bardzo dotkliwą karą. Jak wspominają w pamiętnikach dawni studenci, nadzorcy uniwersyteccy za niewielką opłatą wpuszczali do cel gości z piwem i arakiem, a nawet kobiety.

Cela mieści się na poddaszu głównego gmachu uniwersytetu. Zachowano ją dla potomności. Ściany pokryte są inicjałami, wierszykami i rysunkami ukaranych. Wąskie drewniane łóżko, małe biurko, miednica i dzbanek z wodą... Półokrągłe okienka dawnych „kóz” wciąż dostrzec można pod wiązaniem dachu, wysoko nad reprezentacyjnym wejściem do siedziby rektora. Niegdyś przypominało studentom, że uniwersytet w Dorpacie, jak w owych czasach nazywało się miasto, słynie nie tylko z rangi naukowej, ale i przestrzegania zasad moralnych.

Monumentalny portyk uniwersyteckiego gmachu w Tartu – sześć białych kolumn, dźwigających klasyczny tympanon – to symbol chwały estońskiej nauki i kultury. A nawet samego państwa. To w murach tej pierwszej (1632 r.) w dzisiejszych krajach bałtyckich szkoły wyższej studiowali twórcy i działacze Młodej Estonii, ruchu narodowego, który stworzył podwaliny pod powstanie niepodległego państwa estońskiego po I wojnie światowej. Ale dorpacka uczelnia ma swe miejsce także w dziejach innych narodów – Szwedów, Niemców, Rosjan, Polaków.

Założona przez króla Gustawa II Adolfa Academia Gustaviana była drugim po Uppsali uniwersytetem w ówczesnej Szwecji, która władała wtedy prawie całym wybrzeżem Bałtyku. Jak wynika z dokumentów, w pierwszych latach istnienia akademii studiował tu tylko jeden student estoński. Po niespełna 60 latach wobec zagrożenia Tartu przez Rosję uniwersytet zamknięto.

Odrodził się dopiero w 1802 r., już w państwie Romanowów. W 1809 r. u stóp zielonego wzgórza Toome zakończono budowę jego głównego gmachu. Zaprojektowany przez Johanna Wilhelma Krausego, o oszczędnej w formie i doskonałej w proporcjach fasadzie, jest jedną z najwspanialszych klasycystycznych budowli w krajach bałtyckich. Szczególny podziw miłośników architektury budzi sala reprezentacyjna, z kunsztowną rzeźbiarską dekoracją nawiązującą do antyku i ludowych estońskich motywów oraz 28 smukłymi jońskimi kolumnami podtrzymującymi biegnący wokół balkon. Występowali w niej Liszt i Schumann, a dziś służy jako miejsce uniwersyteckich konferencji i uroczystości. W sąsiednim skrzydle gmachu, w sali o ścianach ozdobionych replikami malowideł z Pompei, mieści się pierwsze w Estonii muzeum gromadzące zbiory sztuki.

Sto tysięcy gwiazd

Pochodzący z Dorpatu Krause, który zasłynął jako budowniczy ziemiańskich siedzib w Estonii, zaprojektował dla uniwersytetu także obserwatorium astronomiczne i prosektorium wznoszące się na zboczach Toome. W XIX w. dorpackie obserwatorium uważano za najlepsze w Europie. W jego katalogach sklasyfikowano ponad 100 tys. gwiazd. Wyposażone było w doskonałe na owe czasy instrumenty. Niemal wszystkie przetrwały i można je tu oglądać – w tym teleskop zbudowany specjalnie dla uczelni przez słynnego optyka Józefa von Fraunhofera.

Po sąsiedzku w Starym Teatrze Anatomicznym tłumy studentów (był wśród nich odkrywca Zakopanego Tytus Chałubiński) ściągały wykłady Mikołaja Pirogowa, pioniera chirurgii polowej, który zdobył sławę podczas krwawego oblężenia Sewastopola w latach wojny krymskiej. Najwybitniejszym jednak uczonym z Dorpatu był twórca embriologii i odkrywca komórki jajowej u ssaków Karl Ernst von Baer. Jego pomnik – posąg zatopionego w myślach starego profesora – wznosi się wśród drzew parku Toome, w pobliżu wieńczących wierzchołek wzgórza ruin dawnej katedry św.św. Piotra i Pawła.

Ten największy niegdyś w krajach bałtyckich kościół zbudował Zakon Kawalerów Mieczowych, po zdobyciu w XIII w. pogańskiego grodu nad rzeką Emajögi, nazwanej po niemiecku Embachem. Potężne mury z czerwonej gotyckiej cegły, zburzone podczas wojen o Inflanty w XVI w. częściowo odbudowano przed 200 laty – dziś mieści się w nim muzeum uniwersytetu – jako siedzibę biblioteki. To do dziś główna naukowa biblioteka Estonii. Jej chlubą są grafiki Dürera, rękopisy Immanuela Kanta – i pośmiertna maska Aleksandra Puszkina.

Łatwość przelotnych miłostek

Niemieckojęzyczny do 1893 r. uniwersytet w Dorpacie, z niemiecką kadrą i przewagą Niemców bałtyckich wśród studentów, stał się w XIX w. pomostem łączącym naukę i kulturę niemiecką z rosyjską. Dla Polaków, którzy w większej liczbie zaczęli przyjeżdżać na studia po zamknięciu po 1831 r. uniwersytetów w Wilnie i Warszawie, był oazą wolności i jedyną wśród znaczących uczelni w Rosji, w której polskich studentów urzędowo nie szykanowano. To właśnie w Dorpacie powstała pierwsza polska korporacja akademicka Polonia.

Jak wyznał jeden z absolwentów uczelni „nam, w Dorpacie, wszystko było wolno”. Ale nie chodziło mu jedynie o wolności narodowe. Według jednego z pamiętników z epoki „na dźwięk słowa dorpatczyk otwierały się drzwi wszystkich salonów. Oznaczało ono osobę wszechstronnie wykształconą, o nienagannych manierach, przywiązaną do ideałów wolności”.

Inni pamiętnikarze przyznawali jednak, że studenci z Dorpatu mieli ugruntowaną opinię piwoszy, fajczarzy, karciarzy, awanturników i arogantów, którzy na wakacjach w Warszawie nosili stale swe białe czapki i nie zakładali rękawiczek. Uniwersytet uważano za siedlisko zepsucia – polską „sicz nad brzegami Embachu“. Benedykt Dybowski, sławny badacz Syberii, wspominał z nostalgią, że „łatwość przelotnych miłostek była wielka”. I podkreślał, że miejscowe kobiety, choć nie gardziły pieniędzmi i podarunkami, przychodziły też do studenckich mieszkań „niekierowane żadną materialną pobudką”.

Melancholia i pojedynki

Wielką pasją dorpatczyków były pojedynki. W szczególności Polacy znani byli z tego, że nie puszczają płazem żadnej zniewagi, a pojedynkują się jedynie na pistolety i to na szczególnie surowych warunkach – trzy strzały z odległości zaledwie dziesięciu kroków. Rekordzista Józef Antoni Dziekoński brał udział w prawie 100 pojedynkach. Bronisław Kułakowski, wnuk Feliksa znanego z „Dziadów”, zapisał się z kolei w dorpackich annałach, gdy odwiedzając mieszkającego na pierwszym piętrze kolegę, wjechał do jego izby konno. Konia udało się z niej wyprowadzić dopiero po zburzeniu ściany i zbudowaniu specjalnego pomostu. Ale większość polskich studentów w Dorpacie przede wszystkim pilnie się uczyła. W połowie XIX w. Polacy zdobywali najwięcej w stosunku do swej liczebności złotych medali za prace naukowe. Absolwentami uniwersytetu dorpackiego byli, oprócz Chałubińskiego i Dybowskiego, m.in. Witold Jodko-Narkiewicz, Józef Brudziński, Stanisław Thugutt, Józef Weysenhoff.

Zdarzało się, że niemieccy studenci traktowali Polaków jak intruzów na swym uniwersytecie. Rekompensowała to jednak życzliwość Estończyków. Polscy studenci zawsze czuli się w Tartu dobrze. Dowodzi tego przykład Edwarda

Heinricha, syna warszawskiego pastora, króla wiecznych studentów, który studiował tu ponad 30 lat – w sumie 49 semestrów teologii ewangelickiej i ekonomię. Jedynie nowi przybysze z Kongresówki mieli początkowo problemy z adaptacją w „Atenach nad Embachem”. „Drewniane szare miasto, bagniste brzegi rzeki, smutne świerkowe lasy, głazy naniesione lodowcami, senna przymglona cisza nad stogami siana – wszystko to napawało melancholią” – wspominał Stanisław Stempowski.

Pod flagą biało-czerwoną

W oczach dzisiejszych turystów leżące wśród bezkresnych zielonych łąk i pól niewielkie wciąż Tartu przedstawia się o wiele pogodniej. Stare drewniane domy – sporo zachowało się ich w dzielnicy Supilinn – niszczejące w czasach sowieckich, lśnią świeżymi farbami. W odbudowanym po zniszczeniach w 1944 r. starym kościele Jaani Kirk znów można oglądać ponad 1000 unikatowych w północnej Europie świętych rzeźb i figurek z terakoty.

Na wieży klasycystycznego ratusza przy rynku Raekoja Plats – na odnowionej dzięki m.in. polskim konserwatorom Starówce – powiewa biało-czerwona miejska flaga. Nadał ją Tartu Stefan Batory, w czasach gdy w XVI/XVII w. dzisiejsza południowa Estonia na kilkadziesiąt lat znalazła się w granicach Rzeczypospolitej. W ogródkach prawie 200 kawiarni i restauracji – choć nie ma już legendarnych cukierni U Luschingera, zwanego przez Polaków Lucysiem, i U Baucha, znanego jako Brzuch – jak przed 100 laty spędzają wieczory studenci. W liczącym niewiele ponad 100 tys. mieszkańców mieście, na samym tylko uniwersytecie (a są tu też inne szkoły wyższe) studiuje 17 tys. osób, w tym aż 6 tys. obcokrajowców, głównie Finów. Tartu to najważniejszy dziś ośrodek akademicki i intelektualny Estonii oraz słynne centrum kultury alternatywnej, znane ze swobody poszukiwań artystycznych. Na Starówce można spotkać performerów z całej Skandynawii przygotowujących swe mniej lub bardziej godne podziwu dzieła.

Na spokojne wody Emajögi po paru wiekach powróciły hanzeatyckie barki, odtworzone przez miłośników starego szkutnictwa. Niegdyś ich właściciele żyli z handlu z rolnikami mieszkającymi nad brzegami rzeki między jeziorami Pejpus i Vorts. Dziś wycieczki barkami to modny w Tartu wiosną i latem sposób spędzania weekendów. Z pewnością – jako że na pokładzie podaje się wykwintne dania, zamorskie wina i piwo – znalazłby też uznanie w oczach starych dorpatczyków.

Grzegorz Łyś
Rzeczpospolita



« powrót