> Strona główna > Czytelnia > Księgi pamiątkowe > Księga 50-lecia


VI - Mowa na pogrzebie Gąssowskiego
Fil. Walery Gostomski- filister założyciel.


MOWA WALEREGO GOSTOMSKIEGO
na pogrzebie Gąssowskiego, pierwszego prezesa „Arkonji".

Karol Gąssowski, syn Juljana i Jadwigi z Mazewskich, urodził się dn. 31 sierpnia 1855 r. w majątku Zbrożki ziemi Warszawskiej i ochrzczony został w kościele parafjalnym w Winnicy. Lata dziecinne i młodzieńcze -spędzał w majątku rodziców swoich w Sielcu ziemi Łomżyńskiej. W latach dziecinnych otrzymał nadzwyczaj staranne wychowanie pod kierunkiem doborowych nauczycieli a przedewszystkiem matki swej, osoby wykształconej, inteligentnej i entuzjastki, która w synu rozwijała duszę i serce. Rok 63 przeszedł nawałą przez majątek rodziców Karola. 9-io letnie chłopię patrzało na najazdy i grabieże kozackie, pomagało starszym ukrywać we dworze powstańców i po uciekających biedakach zakopywać pozostawioną broń — serce i dusza chłopca drżały oburzeniem, gdy ojca jego uwieźli moskale do więzienia, wiedział, że obydwaj dziadowie jego walczyli pod Napoleonem i księciem Józefem, więc miłość dla Ojczyzny uciemiężonej wzbierała w jego sercu. W 11 roku życia Karol został oddany do 4-o klasowego progimnazjum w Pułtusku, które przeszedł jako pierwszy uczeń pod kierunkiem zacnego i światłego prefekta Wiszniewskiego, następnie rodzice umieścili Karola w Warszawie w IV gimnazjum klasycznem. Tu się zaczęły lata udręki, gdyż moskale wprowadzili raptownie do szkół język rosyjski, jako wykładowy. Młodzież, szykanowana przez moskali na każdym kroku, musiała biedzić się z językiem, którego zupełnie nie znała, pomimo to. Karol przeszedł szkoły jako najlepszy uczeń, ale to właśnie było solą w oku prześladowcom polskiej młodzieży, i Karol z klasy 7-ej nie dostał matury, gdyż położył niewłaściwie „udarenje" na jakimś wyrazie. Wobec tego Karol nie mógł się kształcić w kraju, jak o tem marzył, udał się więc do Rygi, gdzie po studjach w vorschuli, wstąpił do politechniki na wydział chemiczny. Młodzież polska była w Rydze mało zwarta, rozproszkowana pośród Niemców, którzy skupiali się w swych korporacjach, przytem więcej zajęta zabawą niż nauką i pracą społeczną; ten poziom polskiej młodzieży nie zadowolił Karola Gąssowskiego, więc wspólnie z garstką dobrze myślących kolegów, zaczał pracować nad połączeniem i podniesieniem ducha rodaków, i praca jego została uwieńczona nadzwyczaj pomyślnym rezultatem: młodzież polska zjednoczyła się pod sztandarem „Arkonji" pod dewizą „prawdą a pracą". Ale niestety, nie dane było Karolowi Gąssowskiemu rozwinąć skrzydła do szerokiego lotu: był już na ostatnim kursie, wszystkie prace dyplomowe miał prawie gotowe, widocznie jednak nadmiar właśnie pracy rozwinął raptownie chorobę serca, i K. Gąssowski skończył życie nagle na anewryzm serca dnia 25 lutego 1880 roku na ręku zrozpaczonych kolegów, którzy z nim wspólnie mieszkali, a byli to: Izydor i Paweł Jarnuszkiewicze, Stanisław Brossmann i Adam Balbinder, serdeczni jego przyjaciele i towarzysze. Pogrzeb Karola odbył się w Rydze i był jedną wielką owacją dla cieniów zmarłego. Ludność Rygi zaległa ulice, przez które przechodził kondukt, wszyscy profesorowie z rektorem Kiziezicky'm na czele, wszystkie korporacje niemieckie wzięły w nim udział, koledzy od samego kościoła aż na cmentarz ponieśli na swych barkach trumnę ukochanego towarzysza, nad grobem wygłosili podniosłe mowy: Gostomski, Romer i Szafnagl. Spoczął na starym katolickim cmentarzu w Rydze, gdzie stoi na grobie jego krzyż z czarnego granitu, postawiony przez zrozpaczonych rodziców.

Z Gąssowskich Adamowa Kwiecińska.

„Dni moje zeszły jako cień, a jam usechł jako siano" woła psalmista Pański. Jako cień mijają dni człowieka, jako cienie przesuwają się po scenie życia narody, plemiona i społeczeństwa. Nowi nastają ludzie, nowe plemiona, lecz i te, odegrawszy swoją rolę w tym, przeplatanym łzami i śmiechem dramacie życiowym, schodzą ze sceny. I wszystko, wszystko, ginie w otchłani (życiowej) przeszłości. Wiecznie więc ta sama historja, wiecznie spełnia się to smutne prawo, stare jak świat, nieubłagane jak przeznaczenie, prawo śmierci.

Kto z nas nie oblewał łzami zwłok drogich mu osób, kto nie zapłakał na grobach i mogiłach? Płyną lata i wieki, zmienia się postać świata a ponad głowami cierpiących i szczęśliwych, maluczkich i wielkich wisi wiecznie, i niezmiennie smutny, straszliwy wyrok Boży: „Człowiecze z prochu jesteś i w proch się obrócisz!"

Zaiste wobec tego okropnego prawa upadku i zniszczenia druzgoczącego i to, co niskie i to co wzniosłe na ziemi, trzebaby zrozpaczyć i zwątpić, gdyby nie wiara w to drugie wyższe jeszcze i starsze prawo niż śmierć—nieśmiertelności. Nic nie ginie w naturze, mówią nam uczeni, najdrobniejsza cząstka materji krąży w obszarach wszechświata, siejąc ruch i życie. A więc wszystkie siły mego jestestwa żyć i działać będą wiecznie, miałaby ta jedna tylko, która stanowi moją istotę, miałażby ta wzniosła i szlachetna władza stać się nicością? Nie, zaiste, kto raz głębiej zastanowił się nad życiem, ten musi wierzyć w nieśmiertelność. A ktoby wątpił, niech poduma nad tym otwartym grobem. Za chwilę złożymy weń martwe ciało tego, który kilka dni temu żył i działał wpośród nas. Dziś już go niema, śmierć przerwała pasmo jego czynów, nie dozwoliła mu wykonać tych planów i zamiarów, które zapewne budował na przyszłość. A wiec, jeśli wszystko się już skończyło dla niego, jeśli nic nie pozostało po nim oprócz tej martwej powłoki, którą, ziemi oddajemy, na cóż mu się zdały jego czyny, pocóż i my mamy działać dziś, jutro ten sam los może nas spotkać, czyż więc nie lepiej użyć życia póki czas, aniżeli targać swe siły w dążeniach do wyższego celu. Odpowie kto: trzeba działać dla dobra społeczności, dla dobra całości, której jesteśmy cząstką. Lecz jeśli przyjmiemy, że duch pojedynczego człowieka gaśnie razem z życiem, jako nieodzowną konsekwencję musimy przypuścić, że z czasem siła duchowa, ożywiająca całą ludzkość, stanie się nicością; a wtedy cały ogrom pracy społecznej, nagromadzony przez wieki, opłacony kosztem miljonów ofiar, marnie zginie. Skoro więc owoce naszych czynów z góry skazane są na zatracenie, czyż nie rozumniej zaprzestać wszelkiej działalności, podać się pod moc praw naturalnych, przestać być ludźmi, stać się zwierzętami?

Od tej potwornej myśli ratuje nas wiara w nieśmiertelność, uzbrojeni w nią, działamy, wiedząc, że czyny nasze odbiorą nagrodę tam, w górze, tu zaś, na ziemi, będą stanowić cząstkę działalności całego społeczeństwa, która mu umożebni osiągnięcia celu wszystkich jego przeznaczeń.

Dlatego i my nad grobem przyjaciela i kolegi stoimy smutni, bo ubył z naszych szeregów jeden z najdzielniejszych zapaśników, ale nie zrozpaczeni. Nie opuścimy rąk, nie wyrzeczemy się naszych ideałów, ściśniemy nasze szeregi z wiarą w przyszłość, z otuchą w sercu, pójdziemy naprzód ku wyższemu celowi.

Czyny ś.p. Karola niech nam będą jedną z gwiazd przewodnich w naszym pochodzie, mogiła jego na obcej usypana ziemi, z dala od pól rodzinnych, niech będzie drogą pamiątką dla rodaków, którzy w tutejszem mieście szukać będą światła i wiedzy i nauki życia, niech im zawsze przypomina tego, któregośmy dziś utracili, niech starają się go naśladować w jego miłości dla dobra ogółu, w jego pracy i energji.

Na grobach nowe kiełkuje życie, to odwieczne prawo natury, niechże i ten grób ś. p. Karola będzie zarodkiem życia nowego, nowej działalności, niech wspólne wspomnienie, do niego przywiązane, połączy i zjednoczy nas ściślej: „Razem, młodzi przyjaciele, wspólnemi łańcuchy opaszmy ziemskie kolisko". Jednością silni, rozumni wiedzą i doświadczeniem, idźmy do nowych walk i nowych zapasów.

Wy, szanowni członkowie rodziny Zmarłego, raczcie wierzyć, że podzielamy waszą boleść. Wyście utracili syna i brata, my kolegę i współpracownika na niwie społecznej. Przyjmijcie od tych, którzy współczują z wami słowo pociechy. Oto wasz Karol, jakkolwiek krótko żył, spełnił godnie swój obowiązek życiowy, szlak ziemskich dni jego nie zniknie w nicości.

Spojrzyjcie na tę chorągiew trój-kolorową, to sztandar „Arkonji", w niej zawarta myśl waszego syna i brata, żyje ona w pośród nas pełna siły i żywotności, my strzec ją wiecznie będziemy i, da Bóg, rozwiniemy ja dalej z pożytkiem dla kraju, z chlubą dla waszej rodziny.

Wy, czcigodni Rodzice zmarłego, wychowaliście syna na zacnego człowieka, dzielnego pracownika na niwie społecznej; „Arkonja", w imieniu całego społeczeństwa, którego jest cząstką, składa wam dzięki; niech ten smutek i żałoba, która ją okrywa, ten hołd publiczny, który składa pamięci waszego syna, będzie dowodem jej wdzięczności. A jeśli kiedy na drodze waszej spotkacie człowieka, który z godłem „prawdą a pracą" idzie przez życie, który wiecznie strzeże porządku i praw społecznych, i nie marzeniem a czynem służy krajowi i ludzkości, wspomnijcie, że w duszy tego człowieka żyje myśl waszego Karola, przyjmijcie go i uściśnijcie, jako brata i syna.

Wam, czcigodni rodacy, którzyście uczcili pamięć naszego kolegi i brata przez oddanie ostatniej posługi zwłokom jego, niech będą dzięki stokrotne, niechże widok tej jedności, którą widzicie pomiędzy nami, będzie wam nagrodą za wasz dobry uczynek. Wiedzcie, że my tu wspólnemi siłami sposobimy się do przyszłego obywatelskiego zawodu, wiedzcie, że pracujemy i uczymy się, aby z pożytkiem służyć temu społeczeństwu, które nam wszystkim zarówno jest drogie.

Wszyscy, jak tu jesteśmy, ceniliśmy i szanowaliśmy ś.p. Karola, wznieśmyż teraz wspólnie modły do Pana Zastępów za szlachetna jego duszę i pożegnajmy go, powtarzając z Kościołem:

„Wieczny odpoczynek racz mu dać, Panie".

Walery Gostomski

(Z Księgi Pamiątek „Arkonji" Hr. K. Zabiełły).